PODRÓŻ DO HISTORII
Autor: płk W.W. Sniegiriow
Tłumaczenie z j. ukraińskiego: dr Nela Szpyczko

 

Nieduże miasteczko rejonowe na obszarze obwodu Ługańskiego weszło do historii II wojny światowej jako miejsce przetrzymywania deportowanych oraz internowanych oficerów Wojska Polskiego w latach 1939 – 1941.

           Wykładowcy oraz słuchacze kursu Państwowego Uniwersytetu Spraw Wewnętrznych w Ługańsku w ciągu 10 lat wraz z przedstawicielami społeczności polskiej prowadza dokładnie i wnikliwie poszukiwania mające na celu ustalenie ostatnich tragicznych wydarzeń związanych z losem oficerów, którzy tam zginęli. W Starobielsku za murami zabytkowego klasztoru znajdowało się ponad 5 tysięcy oficerów różnych narodowości. Ostatnie wieści dotyczące ich losu datowane są na maj- czerwiec 1940 roku. Ich dalszy los stał się zagadką na najbliższe 60 lat.

                STAROBIELSKI KLASZTOR

           Klasztor, w którym byli przetrzymywani jeńcy wojenni, został ufundowany przez pułkownika Bulicza, uczestnika Wojny Krymskiej. Umierając w wyniku odniesionych ran, znakomity potomek znanego rodu kozaków słobodskich ( osiedlonych w pobliżu miast) sporządził testament, w którym zobowiązał się oddać swoją ziemie znajdującą się w obrębie miasta Starobielska, Charkowskiej guberni dla celów dobroczynnych mianowicie wybudowania i utworzenia przytułku dla dzieci, rodzce, których zginęli w czasie wojny rosyjsko – tureckiej. Wdowa po pułkowniku Angelina Iwanowna Bulisz została pierwszą przełożoną tej siedziby.

           Przewielebny arcybiskup Charkowski i Ochtyrski – Ambroży (Kluczarewski) na prośbę przełożonej oraz sióstr Starobielskiej Wspólnoty Boleściwej rozpoczął starania w kierunku przekształcenia tej placówki na klasztor. Święty Synod Rzaszący kierując się Wysokim Nakazem z 9 maja 1881 roku na mocy Dekretu z 16 marca 1996 roku postanowił jak następuje: „Starobielską Wspólnotę przekształcić na klasztor z przemianowaniem go na Starobielski Klasztor Żeński. Klasztor został otwarty 19 marca 1887 roku. Znajdował się on przy ul. Nowaja Taganrogskaja (obecnie ul. Kirowa).

           Na rzecz klasztoru były kierowane znaczne ofiary jak od kupiectwa, wołościan, tak też i od osób tytułowanych. Z carskim domem Romanowów związana jest jedna z legend klasztoru. W przeddzień zamknięcia klasztoru 1920 roku pojawiła się tu nowa mniszka. W zwyczajnym życiu podobno była ona córką, (przy czym z prawego łoża) rosyjskiego cara Aleksandra III i siostrą ostatniego cara – imperatora Nikołaja I, jak również żoną Kniazia Świętopełka Mirskiego – Aksinią Romanową. Po postrzyżynach przybrała imię Aleksandra.

           W 1917 roku przybytek ten podzielił los większości klasztorów byłego Imperium Rosyjskiego. Rozpoczęły się lata prześladowań. Rok 1918 jest uznawany jako oficjalna data zamknięcia klasztoru, lecz życie klasztorne jeszcze przez kilka lat się w nim tliło. Prawie wszystkie zakonnice opuściły mury klasztoru, odjechały, rozeszły się po domach, odeszła też i matka przełożona. Pozostało tylko kilka sióstr oraz ojciec duchowny Aleksje Lubawski. Te osoby z nową władzą zawarły formalną umowę dotyczącą działalności „kolektyw pracy kobiet.” W listopadzie 1924 roku Umowa ta została zerwana, świątynie pozamykano a klasztor został całkowicie zlikwidowany.

                POLSKA TRAGEDIA

W czasie II Wojny Światowej Polska jako pierwsza została zaatakowana przez wojska niemieckie. W okupowaniu ziem wschodnich Rzeczypospolitej Polskiej uczestniczyły też wojska radzieckie, co zostało uzgodnione na mocy doniosłego paktu Mołotow – Ribbentrop.

           Dowództwo polskiej armii wydało rozkaz nie stawiania oporu przed armią radziecką. To jednak nie przeszkodziło temu, ażeby NKWD przeprowadziło masowe czystki z tzw. „nieprawomyślnego” na terytorium przez siebie okupowanym. W wyniku tych czystek tysiące Polaków znalazło się w Stalinowskich łagrach. Znaczna część jeńców wojennych została rozstrzelana w lesie Katyńskim pod Smoleńskiem. Nieco później Niemcy odkryli masowe groby i zgodnie z prawdą oskarżyli o to NKWD. Ten problem był poruszany również na procesie Norymberskim, lecz delegacja radziecka zrzucała całkowicie winę za mord Katyński na Niemców. W czasie trwania ZSRR ten temat był tematem tabu. Dopiero po upadku Związku Radzieckiego Borys Jelcyn przyznał, że polskich jeńców wojennych rozstrzelały radzieckie organy NKWD zwrócił się do narodu polskiego ze słowami przeprosin.

           Ogólnie rzecz ujmując historia katyńska została bardzo nagłośniona i wywołała dość znaczny rezonans międzynarodowy. Jednak stosunkowo niewiele osób wie o istnieniu obozu jeńców wojennych mieście Starobielsku, w obwodzie Ługańskim oraz o losie uwięzionych.

           Wśród tam przetrzymywanych było dużo inteligencji, co bez wątpienia należy nazywać „kwiatem polskiego narodu”. Byli to ludzie o wysokim poziomie rozwoju intelektualnego oraz duchowego. Nawet w nieludzkich warunkach manifestowali swój patriotyzm. Z książki Józefa Czapskiego pt. „Na ziem nieludzkiej”, dowiadujemy się, że: „Ogromną rolę spełnił major Sołtan. Pochodził on z rodziny powstańców bardzo rzetelnie podtrzymywał tradycje patriotyczne. Jako jeden z pierwszych zaczął opowiadać o kampanii wrześniowej oraz o historii wojny. Dla podtrzymania nas na duchu dużo również zdziałał Aleksandrowicz wraz ze swoimi towarzyszami niedoli – pastorem Potockim oraz rabinem Stensbergiem. Ze Starobielska zostali oni wywiezieni w Wigilię Bożego Narodzenia, Po sąsiedzku znajdował się porucznik Skworczyński. Wokół siebie skupiał on ekonomistów żarliwie dyskutował o programie gospodarczym Rzeczypospolitej Polskiej. Mitera – geolog, stypendysta Rockefellera prowadził pogadanki o kosmografii. Tomasz Chiczyński posiadał szczególny dar zjednywania przyjaciół oraz zwolenników. Ilu ich było, ludzi wybitnych, prawdziwych patriotów, entuzjastów, którzy w sposób nie demonstracyjny poprzez szczerą życzliwość ciągu paru miesięcy reprezentowali duchowe oblicze obozu. Wybitny chirurg z Warszawy I. Kołodziejski, Piotrowicz – historyk z Krakowa, profesor Karczewski z Radzenia oraz setki innych osób, o których nigdy nie zapomnę.

           Do małych celek klasztoru nas napakowano jak śledzi. Powiedzieli nam, że to właśnie tu w 1917 roku rozstrzeliwano burżujów, zakonnice, nawet ślady wgłębień po pociskach nam pokazywano. Jeden koc żołnierski stanowił przykrycie dla trzech osób. Zima 1939 – 1940 roku była bardzo sroga. Doszło do tego, że wykorzystywano odpadki zużytego papieru, ażeby móc się jakoś ogrzać. Spokoju nie dawały nam wszy, siedzieć można było tylko na gołej podłodze. Nie korzystaliśmy z łaźni ani z dezynfekcji, brakowało żywności. W zamian za to było radio. I ciągle opowiadano jak źle jest w Polsce i jak dobrze w Rosji. Nawet muzykę Chopina nadawano.

           Zwróciłem uwagę na to, jak dużo jest w mieście ludzi głodnych i wycieńczonych (a był to dopiero rok 1940) i nasze pożywienie wydawało się na tym tle być królewskim, a mieszkańcy za wszelką cenę starali się zdobyć od nas chociaż trochę chleba. Byliśmy mocno zdziwieni, dlaczego w tym kraju pszenicą słynącym w takim stopniu braknie chleba.

           W początkach marca 1940 roku z obozu w Starobielsku do Moskwy zostało wysłanych 10 księży. Lecz na razie była to tylko próba generalna. W dniu 23 marca ze Starobielska do stolicy skierowano 760 teczek Akt Personalnych. Podjęto energiczne działania celu zabezpieczenia stałego i niezawodnego konwojowania etapów ze Starobielska.

           W okresie od 1 kwietnia do 19 marca 1940 roku w oparciu o sporządzone przez P.K. Suprunienkę oraz jego zastępcę I.I. Chochłowa listy jeńców wojennych obozów były wysłane rozkazy dotyczące rozstrzelania tych jeńców. Józef Czapski relacjonuje: „Wyjechałem ze Starobielska w dniu 12 maja z grupą składającą się z 16 osób. Na ścianach wagonów napisy z ostatnich dni informowały: „Mamy wysiadać z pociągu w okolicy Smoleńska, „Kierują nas do Smoleńska.”” Po długiej podróży przez Charków oraz Tułę przybyliśmy do Smoleńska. Umieszczono nas w obozie, który znajduje się w dużym lesie.”

           Jeńcy wojenni z obozu w Starobielsku byli dostarczani transportem samochodowym do Woroszyłowgradu lub do stacji Wałujki, gdzie ładowano ich do wagonów i dostarczano do Charkowa. Tu, zgodnie z danymi GTU NKWD byli wyładowywani. Przewóz z obozu Ostaszkowskiego do Kalinina, – bo właśnie tu, jak wynika z dokumentów, był dowożony „kontyngent policyjno-żandarmski” – najprawdopodobniej odbywał się nie koleją, lecz transportem wodnym. W każdym bądź razie na listach naczelnika GTU NKWD te osoby nie figurują. Świadectwa W. Abarinowa wskazują na konkretną datę ostatniego etapu – 12 maja 1940 roku. Przy czym dla dwóch etapów o ogólnej liczebności 145 osób końcowym punktem był obóz Juchnowski (Pawliszew Bor). Ci ludzie nie zostali zgładzeni.

           Dopiero w 1990 roku dokumenty archiwalne umożliwiły stwierdzenie dokonanej zagłady i drogę, jaką musieli przebyć polscy oficerowie ze Starobielska do Charkowa. Jeńcy byli przyprowadzeni na stację kolejową pod bardzo wzmocnionym konwojem. Tam ich przydzielano do wagonów, proponując, żeby się nie rozstawać ze swoimi przyjaciółmi lub też ojcom z synami. Te wagony (stołypinowskie) były doczepiane do parowozu, który kierował się do Charkowa. Oficerowie byli dowożeni na dworzec Jużnyj (Południowy) w Charkowie i autobusami zwanymi „ Czarnymi Woronami” ( czarne kruki) byli dowożeni na ulicę Dzierżyńskiego, gdzie byli rozstrzeliwani w wewnętrznych więzieniach NKWD. Po ustaleniu tożsamości jeńcom wojennym wiązano ręce do tyłu i prowadzono do pomieszczenia, gdzie oddawano do niego strzał w tył głowy /tzw. Potylicę/ Zdaniem biegłych służb NKWD z zakresu medycyny, w tym przypadku nabój przechodzi przez kręgosłup wywołując skurcz mięśni oraz minimalny krwotok. Ciał rozstrzelanych wywożono na ciężarówkach i dostarczano do 6-go rejonu strefy parkowo-leśnej Charkowa, gdzie znajdował się teren sanatoryjny należący do NKWD, położony w odległości 1,5 km od wsi Piatichatka. Tam ich zakopywano w pobliżu dacz, należących do NKWD, na przemian z grobami obywateli radzieckich, którzy zostali rozstrzelani przez tych samych oprawców nieco wcześniej.

           W 1994 roku w Starobielsku została przeprowadzona ekshumacja zwłok jeńców. W ciągu czterech kwietniowych dni bez przerwy na odpoczynek, pracowała grupa biegłych ekspertów z Polski, której przewodniczył Sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci, Walki i Męczeństwa – Andrzej Przewoźnik oraz archeolog dr Marian Głozek. Co udało się wyjaśnic w wyniku dokonanej ekshumacji? Na starym cmentarzu odkryto nie 33, jak przypuszczano, lecz 48 zwłok. Uczeni są przekonani, że nie są to wszystkie szczątki. Polskie groby znajdowały się na samym brzegu miejskiego cmentarza, do nich bezpośrednio przylegają garaże oraz przebiega droga. Jest rzeczą całkiem prawdopodobną, że zwłok było więcej, część z nich została stracona na zawsze. Niestety, nie zachował się plan cmentarza, są tylko urywkowe wspomnienia mieszkańców miasta. Badacze są przekonani, że odkopane zwłoki są to zwłoki ich rodaków, którzy zginęli ponad 50 lat temu.

           Większość z nich została wrzucona do grobu w bieliźnie, a była to bielizna angielska, co potwierdzają dobrze zachowane zapięcia i klamry. Jest tez możliwe to, że odwieziono te osoby na cmentarz bezpośrednio z obozowego szpitala. Na zwłokach dwóch jeńców zachowały się mundury Wojska Polskiego, znaleziono też portmonetkę z zawartością 1 grosza (polska moneta). Wszystkie te przedmioty zostały przekazane do Muzeum Katyńskiego w Warszawie.

           Już na przestrzeni kilku lat razem z Konsulem generalnym Rzeczypospolitej Polskiej w Charkowie, przedstawicielami towarzystw polskich  „ Warszawa” i „Polonez” słuchacze kursów oraz studenci LG UWD czynią ostatnia posługę i oddają honory przy grobach poległych oficerów przy dźwiękach hymnów państwowych Polski i Ukrainy.

           Prof. Roman Mondoro, kierownik Katedry Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Lublinie powiedział: „Zrobiliśmy to, co nie tylko, że powinno być zrobione, lecz mogło być zrobione już bardzo dawno temu. I nie istniała żadna przyczyna, ażeby tak „pozakręcać” ten problem w Moskwie. Wszyscy ludzie, dowolnej narodowości, również i politycy, muszą pamiętać, że są ludźmi i powinni postępować tak jak na ludzi przystało.”

Autor: płk W.W. Sniegiriow              
Tłumaczenie z j. ukraińskiego: dr Nela Szpyczko