3.  Obóz Starobielski

Obóz Starobielski był usytuowany w odległości 1 km od stacji kolejowej w byłym żeńskim klasztorze i w dwóch domach przy ul. Wołodarskiego (tam znajdowali się generałowie) oraz przy ul. Kirowa (tam znajdowali się pułkownicy i podpułkownicy). Obóz zajmował teren o powierzchni ok. 40.000 m2, który w zasadzie otoczony był kamiennym murem oraz dodatkowo trzy metrowym pasem – z drutem kolczastym. Oprócz tego obóz był chroniony  przez 10 zewnętrznych posterunków (228 pułk eskorty) zaś nocą wprowadzano dodatkowe patrole z psami tropiącymi. Na pomieszczenia mieszkalne przystosowano dwie cerkwie, znajdujące się na terenie obozu, 10 baraków kamiennych i 7 drewnianych wyposażonych w dwupiętrowe nary oddzielone od siebie ściankami. W pomieszczeniu dla generałów znajdowały się łóżka, stoły, krzesła i szyfonierki, dla pułkowników i podpułkowników przygotowano dwupiętrowe łóżka. W sprawozdaniu komendanta A.G. Bierieżkowa zaznaczono, że cała przestrzeń użytkowa zajmowała 5.200 m2, tak że na jednego jeńca wojennego przypadało 1,35 m2 powierzchni oraz 3,7 m3 objętości budynku.  

Do Starobielska przywieziono prawie wszystkich oficerów obrony Lwowa wbrew aktowi kapitulacji, w którym obiecana była dla nich wolność. Protestując przeciw temu, generał brygady Franciszek Sikorski pisał do dowódcy frontu Ukraińskiego Timoszenki: „Mam zaszczyt zawiadomić Was, że generał Langner przed odjazdem do Moskwy przekazał mi krótkie streszczenie rozmowy z Wami. Stąd wiem, że wy w pełni zrozumieliście istotę naszego postępowania, że Wy mając pisemna propozycję niemieckiego dowództwa odnośnie najbardziej korzystnych dla nas warunków kapitulacji, nie ustąpiliście pomimo ich ataków ani wobec niebezpieczeństwa ostatecznego szturmu czterech dywizji, wspartego silnym bombardowaniem miasta. Było dla Was w pełni jasne, bo bez żadnych wątpliwości poszliście śmiało na rozmowy z przedstawicielami państwa, w którym, w przeciwieństwie do Niemiec, obowiązują zasady sprawiedliwości w odniesieniu do narodów i poszczególnych osób, chociaż nie mieliście jeszcze konkretnych propozycji Czerwonego Dowództwa. Przekonaliście się, że my do końca wypełnialiśmy nasz żołnierski obowiązek walki z niemieckim agresorem, we właściwym czasie i w odpowiedni sposób wypełniamy rozkaz Polskiego Naczelnego Dowództwa, aby nie uważać armii Czerwonej za jedną z wojujących stron... Znajduję się w Starobielsku, gdzie zostali skierowani oficerowie, którzy zgodnie z rozkazem polskiego Naczelnego Dowództwa, złożyli broń przed Armią Czerwoną nie tylko we Lwowie, ale i na pozostałych placówkach terytorium, nad którym rozciągnęła się wasza władza, także na terenie dowodzącego frontem ukraińskim... Pobyt w Starobielsku i ograniczenia osobistej wolności w tym miejscu jest dla nas ogromnie ciężkim przeżyciem. W związku z powyższym i dlatego, że do tej pory nie zostaliśmy uwolnieni - choć w tej kwestii generał Langner pojechał specjalnie do Moskwy – proszę Was o podjęcie wszelkich możliwych środków w celu przyspieszenia naszego wyjścia na wolność. Na zakończenie pragnę Was zapewnić, że zwracam się bezpośrednio do Was dlatego, że umowa kapitulacyjna została zawarty przez Waszych pełnomocników. Sikorski”.

23 października1939 r. komendant UPWI Soprunienko przekazał to oświadczenie Timoszence, komendant armii przesłał do komitetu partii spraw wewnętrznych USRR I.A. Sierowowi, ostatecznie – powróciło do Soprunienki. Koło się zamknęło. Sikorski podzielił los więźniów Starobielska zgnębionych przez bolszewizm.

13 stycznia pułkownik głównego resortu sądownictwa Polskiej Armii Z. Susski, z polecenia pułkowników przetrzymywanych w Starobielsku, przekazał oświadczenie, w którym prosił o powiadomienie, w jakim charakterze są przetrzymywani. Jego argumenty sprowadzały się do tego, że: nie należy uważać ich za jeńców wojennych, ponieważ Polska i ZSRR nie znajdują się w stanie wojny ze sobą, za internowanych także nie, ponieważ zatrzymano ich na terytorium Polski przedtem, zanim te tereny zostały włączone do ZSRR. Jeśli aresztowano ich jako przestępców, prosił o przedstawienie oskarżenia i danie możliwości kontaktu z pełnomocnymi przedstawicielami władz, którzy wzięliby na siebie obronę interesów polskich obywateli, znajdujących się w ZSRR. Domagano się pozwolenia na korespondencję z rodzinami i bliskimi, opublikowania spisu przetrzymywanych w obozach, oswobodzenia  oficerów w stanie spoczynku i oficerów rezerwy, którzy nie zostali powołani do armii itd.

Przeciwko przetrzymywaniu protestowało także 130 lekarzy i farmaceutów, powołując się na prawo międzynarodowe, według którego, lekarzy wypełniający swoją humanitarną misję, nie podlegają niewoli wojennej. Ponieważ powoływali się na Konferencję Genewską, Bierieżkow poprosił moskiewskie władze, aby przysłały mu ten akt „celem zapoznania się i kierowania się nim”. Soprunienko odpowiedział: „Genewska Konferencja lekarzy nie jawi się jako dokument, którym powinniśmy się kierować w praktycznej robocie. W pracy kierujcie się dyrektywami kierownictwa NKWD do spraw jeńców wojennych”> Co zaś dotyczyło oświadczenia lekarzy i farmaceutów, reakcja była standardowa – ich sprawa będzie rozpatrywana przy całościowym uregulowaniu problemu polskich jeńców wojennych. Jeden ze zrozpaczonych lekarzy, z powodu braku możliwości powrotu do domu, przeciął sobie gardło, ale wielu się uratowało. I jakiekolwiek nie byłyby losy, to w liczbie 3 procent oficerów, którzy ocaleli z tej stalinowskiej maszyny do mielenia mięsa, było dosyć dużo lekarzy wojskowych.

Podczas przetrzymywania oficerowie z obozu w Starobielsku odznaczali się wysokim stopniem zorganizowania i solidarności w porównaniu z więźniami innych obozów. Utworzyli oni kasę wzajemnej pomocy, z której potrzebujący otrzymywali po 100 zł z obowiązkiem zwrotu pieniędzy po powrocie z niewoli. Według niepełnych danych z pożyczek skorzystało ponad stu ludzi. Na czele tego przedsięwzięcia stało kierownictwo pod przewodnictwem majora Ludwika Domela.

Jak wynika z materiałów Archiwum Podolskiego, byłego Centralnego  Państwowego Archiwum Armii Czerwonej, 19 października z obozu w Starobielsku zwolniono 1.873 żołnierzy młodszej kadry dowódczej, do innych obozów skierowano 2.324, w obozie pozostało 4.824 ludzi. Niedokładność co do 969 ludzi można wyjaśnić tym, że widocznie przywożono jeńców także z innych obozów, ponieważ tutaj gromadzono korpus oficerski. Ostatnie większe przetasowanie nastąpiło w listopadzie, kiedy to Związek Radziecki, zgodnie z umową, wymieniał z Niemcami polskich jeńców wojennych. Niemcy otrzymali Polaków, mieszkańców tych województw, które zajęli a ZSRR – „wzajemnie”. Do 15 listopada przekazano Niemcom 37.1333 a przyjęto 13.544 ludzi. W Starobielsku pozostało 3.920 ludzi. Według innych danych 15 listopada było ich 3.946, do 15 marca ich liczba zmniejszyła się do 3.835 ludzi. Skład znajdujących się tam więźniów był niezmienny do kwietnia 1940 r. Głownie byli to oficerowie kadrowi oraz oficerowie rezerwy: 187 pułkowników i podpułkowników, 230 majorów, ponad tysiąc kapitanów 2.450 poruczników i podporuczników, 30 studentów a także 52 osoby cywilne. Wśród nich 20 profesorów wyższych uczelni, około 400 wojskowych i cywilnych chirurgów, powyżej 600 lotników, cały zespół Instytutu Obrony chemicznej i prawie cały Instytut Uzbrojenia Wojska Polskiego, 112 kapelanów, 8 generałów: F. Sikorski - dowódca obrony Lwowa, K. Plisowski – zastępca dowódcy Nowogródzkiej Brygady Kawalerii i dowódca obrony brześcia, P. Skuratowicz – dowódca obrony Dybna, L. Bilewicz, S. Haller, O. Kowalewski, K. Łukowski-Orlik, L. Skierski – mający 73 lata, a który od dawna był w stanie spoczynku, wielu nauczycieli, poetów, pisarzy, dziennikarzy, biznesmenów, działaczt społecznych i politycznych. W obozie znajdował się także prezes antyhitlerowskiej ligi w Polsce A. Enger i rabin Wojska Polskiego Baruch Steipberg. To wyliczanie można kontynuować, wymieniając bardzo głośne imiona uczonych, nie mających do wybuchu wojny najmniejszych powiązań z Armią a zmobilizowanych jako oficerowie rezerwy lub z powodu rozpoczęcia agresji przez Niemcy. Na przykład profesor botaniki Uniwersytetu Poznańskiego, oficer rezerwy, Edward Ralski. Był także znany pediatra Kazimierz Dadej, kierujący dziecięcą kliniką gruźliczą, przy znanym na całym świecie Uniwersytecie Jagiellońskim.

<< Starobielsk