8.  Końcowy akt tragedii

Warszawski tygodnik „Polityka” zaznacza, że w kwietniu 1940 r. wszelka korespondencja z obozami, w których znajdowali się polscy oficerowie, została przerwana. „W obozach – nadmienia Leopold Jeżewski – a zwłaszcza w Kozielsku i Starobielsku, atmosfera była spokojna, nawet optymistyczna. Nie było ucieczek, ani nie podejmowano prób ucieczki. Negatywnych nastrojów, prócz wyjaśnionych już w informacji z 14 kwietnia br. nr 25/3301, nie stwierdzono”.

Za najbardziej prawdopodobny wariant jeńcy uważali możliwość przekazania ich któremuś z państw neutralnych. W najgorszym przypadku, uważali Polacy, zostaną wydani Niemcom.

Dosyć szybko do Starobielska zostali skierowani wysocy funkcjonariusze NKWD: Trofimow, Jefimow i Jegorow. Podstawowym zadaniem urzędników NKWD w obozie była filtracja jeńców w celu dalszego tzw. „operacyjno-czekistowskiego obsługiwania”. Dla każdego zostało założone dossier. Więźniów przesłuchiwano, niekiedy wielokrotnie, przy czym śledczy zdumiewali swoich rozmówców posiadanymi informacjami. Nie było wiadomo, kto i kiedy zostanie wezwany na „pogawędkę”, nazywaną wśród żołnierzy przesłuchaniem. „Pogawędka” odbywała się sam na sam ze śledczym, często nocami, trwała przeważnie kilka godzin. Każdy wezwany oficer zobowiązany był opowiedzieć szczegółowo o swojej sytuacji życiowej, o rodzinie, przyjaciołach, o swoich poglądach na wydarzenia polityczne. Śledczy dawał do zrozumienia, że informacje o nich są pozyskiwane z rozmaitych źródeł. Wszystkich sfotografowano niektórych dwukrotnie.

W piśmie 35866/5 z 30 grudnia 1939 r. Beria wzywał, aby w styczniu 1940 r. śledztwo w sprawach wszystkich polskich jeńców wojennych zostało zakończone.

Na podstawie istniejących dokumentów można stwierdzić, że śledztwa wszystkich polskich jeńców wojennych zakończyły się do początku marca 1940 r.

O pracy komisji w obozach, w których przetrzymywano polskich oficerów, opowiada w swojej książce „Las Katyński” R. Świątek, opierając się na wspomnieniach oficerów przetrzymywanych w Kozielsku i Starobielsku: „Na początku 1940 r. te trzy obozy odwiedziły komisje do spraw kontroli jeńców wojennych przetrzymywanych w niewoli, w trakcie prac tych komisji wykonano szczepienia przeciw tyfusowi i cholerze, wyjaśnione i zapisane następujące dane o każdym człowieku: data i miejsce urodzenia, adres ostatniego miejsca zamieszkania, rodzaj pracy wykonywanej przed wojną i gdzie zamierza osiedlić się po uwolnieniu z obozu.

Po zakończeniu przesłuchań w obozach – zwłaszcza w Starobielsku i Kozielsku – była atmosfera nadziei i optymizmu, rozchodziły się pogłoski o szybkim uwolnieniu. Funkcjonariusze władz obozowych nie ukrywali, że decyzję już podjęto – ale nie wiedzieli jaką.

Dobry nastrój utwierdzały ankiety, które rozdawano do wypełnienia w obozie Starobielskim i Kozielskim. Znajdowały się w nich pytania, gdzie chciałby pojechać oficer po uwolnieniu z obozu.

Decyzja o żołnierzach z kozielska Starobielska i Ostaszkowa, jak twierdzą rosyjscy historycy, została podjęta na posiedzeniu Politbiura KP na przełomie lutego i marca 1940 r.

Opublikowane w książce polskiego historyka Cz. Madajczyka niemieckie dokumenty potwierdzają, że na początku 1940 r. pomiędzy ZSRR a Niemcami trwały rozmowy na temat dalszej wymiany jeńców wojennych. Istnieją w polskiej literaturze sprzeczne twierdzenia w tym względzie, ale żadne nie jest poparte dokumentami. Według twierdzenia jednych Związek Radziecki nie chciał przyjąć około 50 tysięcy mieszkańców Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, inni twierdzą, że to właśnie Niemcy nie wyrazili chęci przyjęcia polskich oficerów, i to właśnie wpłynęło na dalszy ich los. Jak można sądzić, w marcu na „szczytach” ZSRR rozstrzygała się kwestia dalszego istnienia obozów. W dokumentach znajdują się informacja o wysłaniu internowanych, znajdujących się w Donbasie i w rejonie Krzywego Rogu, w północne rejony ZSRR oraz na zachód, nad granice, w celu wykorzystania ich przy budowie dróg oraz obiektów wojskowych. Tam kierowano przede wszystkim tych, którzy w swoich prośbach o uwolnienie z obozu informowali o wierności socjalizmowi i pragnęli służyć nowej ojczyźnie, „ażeby czynem potwierdzili swoje słowa”. Tam wywozili także personel medyczny, aby wykorzystać ich zgodnie z kwalifikacjami. Udali się w drogę także jeńcy z obozów oficerskich. Z Kozielska pierwszy transport wyruszył 3 kwietnia a drugi 6 kwietnia 1940 r. Pierwszy transport ze Starobielska wyruszył 5 kwietnia 1940 r. Komisarz obozu w Starobielskiego wiedział, że transporty są kierowane do Charkowa. Komisarz obozu w Kozielsku poinformował, że internowani wiedzieli, iż wywożą ich do Smoleńska. (Świadczą o tym napisy wykonane przez Polaków na ścianach wagonów). O wysłaniu do Smoleńska powiedział więźniom jeden z sowieckich oficerów odprowadzających eszelon – politruk Fiedorow, za co później został ukarany. Do tej pory nie udało się odnaleźć dokumentów opisujących przebig i kierunek ewakuacji obozu z Ostaszkowa. Wiadomo jedynie, że ubyło stamtąd 6.787 ludzi, pozostało 112 jeńców. Z kozielska wysłano 4.404 ludzi a  pozostawiono 205. Ze Starobielska wysłano 3.896, pozostawiono 78. Wszystkich. Według danych z 1940 r. wywieziono z trzech obozów oficerskich łącznie 14.587 ludzi. Byli to: Polacy, Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, Niemcy oraz przedstawiciele innych narodów.

Do
Zastępcy Narodowego Komisarza
Spraw Wewnętrznych ZSRR
Komisarza Bezpieczeństwa Państwowego 3 rangi
tow. Mierkułowa

Zestawienie
o ruchu wagonów więziennych w transporcie kolejowym
z dn. 26 kwietnia 1940 r.

Na stacji kolejowej Kozielski Dzierżyński załadowano dwa wagony nr 608 i 520 zamiast 3 zaplanowanych. Zgłoszenie na 1 wagon nie nastąpiło. Załadowane wagony zostały wysłane do Smoleńska pociągiem nr 57 o godz. 1320.
Na stacji Starobielsk znajdują się 4 wolne wagony nr 602, 673, 650 i 670.
Ze stacji Wałujki do Charkowa przybyły pociągiem nr 82 dwa wagony nr 930 i 3289 - zgodnie z planem.
Z Woroszyłowgradu do Charkowa przybył pociągiem nr 8 jeden wagon - zgodnie z planem.

 

Komendant GTU NKWD ZSRR
Komisarz Bezpieczeństwa Państwowego 3 Rangi
Milstein
27 kwietnia 1940 r.

Informacja
o ilości otrzymanych list od Kierownictwa NKWD
do spraw jeńców wojennych
dotyczących  wysyłania jeńców ze Starobielska
w okresie od 3 kwietnia do 10 maja 1940 r.

Nr

Nr listy

Którego dnia

Ilu ludzi

Uwagi

1.

6/B

3-IV-1940 r.

98

 

2.

06/2

3-IV-1940 r.

100

 

3.

06/3

3-IV-1940 r.

100

 

4.

6/N

3-IV-1940 r.

83

 

5.

06/4

3-IV-1940 r.

152

 

6.

06/N

3-IV-1940 r.

97

 

7.

011/1

4-IV-1940 r.

99

 

8.

011/2

4-IV-1940 r.

99

 

9.

011/3

4-IV-1940 r.

95

 

10.

018/1

7-IV-1940 r.

100

 

11.

018/2

7-IV-1940 r.

100

 

12.

018/3

7-IV-1940 r.

97

 

13.

013/

7-IV-1940 r.

101

 

14.

021/1

9-IV-1940 r.

100

 

15.

021/2

9-IV-1940 r.

100

 

16.

021/3

9-IV-1940 r.

97

 

17.

024/1

10-IV-1940 r.

101

 

18.

024/2

10-IV-1940 r.

100

 

19.

028/1

13-IV-1940 r.

100

 

20.

028/2

13-IV-1940 r.

98

 

21.

028/3

13-IV-1940 r.

100

 

22.

031/1

14-IV-1940 r.

99

 

23.

031/2

14-IV-1940 r.

100

 

24.

031/3

14-IV-1940 r.

100

 

25.

034/1

16-IV-1940 r.

99

 

26.

034/2

16-IV-1940 r.

100

 

27.

034/3

16-IV-1940 r.

100

 

28.

034/4

16-IV-1940 r.

106

 

29.

058/1

27-IV-1940 r.

100

 

30.

058/2

27-IV-1940 r.

137

 

31.

054/4

5-V-1940 r.

27

 

32.

059/2

9-V-1940 r.

34

 

Razem

3.891

 

Poprzez działalność grup operacyjnych utwierdzano przekonanie, że oficerowie, policjanci i wszyscy więźniowie tych obozów „...w większości aktywni kontrrewolucjoniści, od początku ponoszą winę za odrodzenie się Polski”. Stalin nie zapomniał nigdy o przegranej wojnie z Polską w 1920 r. i z osobistą nienawiścią odnosił się do kadrowych oficerów Wojska Polskiego. Z całą pewnością obawiał się, że oni mogliby powstać do walki o wyzwolenie i odrodzenie swojego kraju.

Jeńcy wojenni ze Starobielska byli dostarczani transportem samochodowym do Woroszyłowgradu albo do stacji Bałujki, gdzie byli ładowani do wagonów i odwożeni do Charkowa, tam według sprawozdań GTU NKWD, byli „wyładowywani” z pociągu. Przewożono z obozu w Ostaszkowie do Kalinina, a właściwie tu i tam, według dokumentów dostarczali policyjno – żandarmeryjny „kontyngent” – prawdopodobnie realizowano to nie transportem kolejowym ale wodnym. Na wszelki wypadek, w zestawieniach naczelnika GTU NKWD, oni nie figurują.

Świadectwa W. Abarinowa wskazują no konkretną datę ostatniego transportu – 12 maja 1940 r., przy czym dwa transporty o łącznej liczbie 245 ludzi miały swój punkt docelowy w obozie Juchnowskim (Pawliszczew Bór) – ci ludzie przeżyli.

3 lipca 1940 r. „politkontroler” (być może cenzor) specjalnej filii obozu - Kłok, komendant drugiego oddziału - Sysojew i sekretarz kierownictwa obozu - Kuriaczij „dokonali zniszczenia korespondencji przychodzącej, adresowanej do jeńców wojennych wywiezionych z obozu” odnośnie czego sporządzili też odpowiedni dokument. W dokumencie jest powołanie się na rozkaz kierownictwa do spraw jeńców wojennych nr 25/5699. Kłok, Sysojew i Kuriaczij spalili 4.308 przesyłek pocztowych- listów, kart pocztowych, telegramów.

23 lipca w dokumentach kierownictwa zostaje umieszczone sprawozdanie o spaleniu 422 listów, 3,102 odkrytek i 79 telegramów adresowanych do Polaków: „Adresaci opuścili obóz”. 6 września Soprunienko zarządza: „Wszystko, co dotyczy jeńców wojennych (Polaków), jak najszybciej spalić”.

Obozy „należy rozwijać dla nowych kontyngentów jeńców wojennych”, a kapitan dyktuje podwładnym: „przybywający nie powinni wiedzieć, kto był przetrzymywany w obozie przed ich przybyciem”.

We wrześniu 1940 r. w obozie specjalnym otrzymano rozporządzenie, aby metodą spalenie zniszczyć ewidencję jeńców wojennych, wywiezionych z obozu – z wykluczeniem wywiezionych do Juchnowa – ich ewidencję należało jak najszybciej wysłać do Kierownictwa. Tym samym pismem polecano: „pozostałe opisy spraw związanych z jeńcami wojennymi, a także odnośnie okolicznej ludności, zamieszkującej okolice obozu, są czynne i należy zostawić je w obozie specjalnym”. Dokument podpisali: Soprunienko i szef drugiego oddziału Kierownictwa pisarz i lekarz komendanta obozu specjalnego w Starobielsku, sierżant NKWD Gajdidej, formalnie potwierdzili zniszczenie 4.031 dokumentów ewidencyjnych, takiej samej liczby osobistych notatek oraz innych dokumentów, które – według ich mniemania – straciły znaczenie operacyjne.  

Dokumenty odnalezione w Charkowie w 1990 r. pozwoliły na ustalenie ilości polskich oficerów wywiezionych ze Starobielska do Charkowa. „Wysyłanie przebiega w sposób zorganizowany, spokojnie. Wysyłani, wychodząc z obozu, wyrzucają pudełka po zapałkach z napisami, że na podstawie rewizji nie można wywnioskować, dokąd ich kierują”.

Jeńców, pod silnym konwojem, doprowadzali na stację kolejową. Tam umieszczano ich w wagonach, proponując, aby rozstawali się ze swoimi kolegami, synami – bo i tak wkrótce się spotkają. Te wagony (stołypinki) przyłączali do pociągu, który jechał do Charkowa. Oficerów przywozili na dworzec południowy w Charkowie i autobusami „czarnymi krukami” odwozili na ulicę Dzierżyńskiego.

Obozy: Kozielski, Starobielski i Ostaszkowski powinny być jak najszybciej „rozładowane” celem umieszczenia nowego zestawu – fińskich jeńców wojennych. Więźniowie obozów zaczęli podlegać wojewódzkim kierownictwom NKWD, które zobowiązane były wypełnić rozkaz „Ojczyzny i Partii”.

Według wspomnień naczelnika NKWD w Kalininie, zajmującego się tymi sprawami, D. Tokariewa „...Polaków prowadzili pojedynczo do „czerwonej świetlicy” tj. do „izby leninowskiej”, tam sprawdzali dane: nazwisko, imię, rok urodzenia... Tam zakładali kajdanki i prowadzili do pokoju przygotowawczego, kneblowali usta”.

Według świadectwa P.K. Soprunienki, procedura rozstrzeliwania przedstawiała się następująco – strzelali w potylicę.

Do wykonania wyroku angażowali około 30 ludzi, całą grupę dowódców, nadzorców, kierowców. Technologia została opracowana przez Błochinowa, Sinieguba i Krywienkę. Przywieźli ze sobą całą walizkę „walterów”. Polaków rozstrzeliwali niemieckimi nabojami firmy Geshow (ZSRR zakupił je u swego sojusznika – nazistowskich Niemiec). Nawiasem mówiąc dokładnie takie naboje podczas Procesu Norymberskiego dały władzom sowieckim podstawę do obwinienia Niemców za rozstrzelanie Polaków. Nasze „TT” nie wytrzymywały obciążenia – zużywały się od ciągłego strzelania. Błochin dawał pistolet wykonawcy wyroku, potem osobiście zabierał go i przechowywał.

Pierwszego dnia rozstrzeliwań przyszedł do gabinetu Tokariewa i powiedział: „No, chodźmy!”. „Poszliśmy do piwnicy i wtedy zobaczyłem całą tę grozę. Błochin ubrał się w specjalne umundurowanie – brunatną skórzaną kepi (czapka wojskowa, w kształcie ściętego stożka, z daszkiem), brunatny skórzany fartuch i rękawice sięgające powyżej łokci – także koloru brunatnego. Ujrzałem kata”. Cela śmierci miała też drugie wyjście prowadzące na zewnątrz. Przez nie wynosili zabitych. Załadowywali na samochody i wywozili. Było 5-6 odkrytych samochodów ciężarowych. Po załadunku ciała przykrywali brezentem. Błochin rozkazał kierowcom, aby po „zakończeniu roboty” spalili brezenty. Krew z nadwozi samochodów była zmywana codziennie.

Zabitych jeńców zwalali na jedną kupę. Następnie zakopywali, przesypując warstwami wapnem, koparką „Komsomolec” i „Prawdziwy Przemysł” – ze spokojem stwierdza Tokariew. Rozstrzeliwania rozpoczęto, gdy noce były już krótkie. Za pierwszym razem rozstrzelali 300 ludzi. „Robotę” skończyli o wschodzie słońca. Martwili się, że nie nadążają. Wtedy Błochin zarządził, aby nie przywozili więcej niż 250 ludzi.

Po zakończeniu każdego rozstrzeliwania Błochin dawał wykonawcom egzekucji napoje alkoholowe, które kupował całymi skrzynkami. „Gdy zakończyli tę brudną robotę, urządzali w swoim salonie bankiet”.

Ciała przywozili samochodami, szosą Biełgorodzką, do VI dzielnicy, do miejsca otoczonego pasem lasu, w pobliżu Piatichatki, gdzie, za drewnianymi ogrodzeniami, były już wykopane doły. Do nich wrzucali zwłoki i zakopywali (A. Maszyński, „Obóz w Starobielsku i jego likwidacja”, „Orzeł Biały”, 22.06.1961 r. Do obozu Pawliszczew Bor były wysłane ze Starobielska tylko dwa transporty. Pierwszy liczył 630 oficerów (wysłany 25 kwietnia) i wraz z nim – drugi, specjalny – oddzielnie do Charkowa. Ocalało też 16 oficerów z ostatniego transportu, który wyjechał 12 maja. W obozie pozostało tylko 10 chorych jeńców.

26 października ukazał się tajny rozkaz, podpisany przez Berię, o nagrodzeniu pracowników NKWD wraz z miesięczną płacą - za pomyślne wykonanie specjalnego zadania. Na liście znajdowało się 143 nazwiska: oficerowie NKWD, nadzorcy, wartownicy i kierowcy.

Nagroda była zasłużona. „Nie dawaliśmy sobie rady z pracą. Spaliśmy tylko po trzy godziny” – informuje w swoich zeznaniach Mirofan Syromiatnikow, starszy oddziałowy charkowskiego więzienia NKWD. jemu można wierzyć, kopał mogiłę, załadowywał trupy na samochód, owijał głowy zabitych płaszczami wojskowymi, aby krew nie wyciekała.

Wysokie odznaczenia otrzymali jeszcze trzej „bohaterowie”, komendanci wojewódzkich oddziałów NKWD. Kuprianow E.I. – kapitan NKWD (województwo smoleńskie – order „Znak Uszanowania”. Safonow N.S. – major NKWD (województwo charkowskie) – order „Czerwonej Gwiazdy”. Tokariew D.S. – kapitan NKWD (województwo kalininskie) – order „Znak Uszanowania”.

26 kwietnia 1944 r. specjalna komisja stwierdziła, że „przy szosie witebskiej, w pobliżu lasu katyńskiego, w odległości 15 km od Smolenska, w miejscowości o nazwie Kozie Góry, w odległości 200 m od szosy, na południowy zachód w kierunku Dniepru, znajdują się mogiły, w których zostali pogrzebani polscy jeńcy wojenni, rozstrzelani przez niemieckich okupantów... W mogiłach odkryto wielką liczbę szczątków w polskich mundurach wojskowych. Całościowa liczba zwłok, po uprzednim podliczeniu przez ekspertów medycyny sądowej, dosięga 11 tysięcy”.

W styczniu 1940 r. z obozu w Krzywym Rogu wychodziła do pracy tylko ok. 1/3 z ogólnej liczby więźniów, w obozie zaporoskim – około połowy; pod koniec stycznia więźniowie w obozie zaporoskim rozpoczęli głodówkę. N.S. Liebiediew, opisując te wydarzenia, widocznie nie podejrzewa, że nie była to jedynie odmowa pracy, ale strajk; więźniowie doskonale wiedzieli, że wydobywany przez nich węgiel jest eksportowany do Niemiec. Na strajki administracja zawsze odpowiadała represjami, jednakże nie mogła osiągnąć pożądanego efektu. Po zakończeniu akcji w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku zaczęto przewozić jeńców do obozów na Syberii oraz poza koło polarne.

Podczas tworzenia Armii Polskiej ujawniona została jeszcze jedna sprawa: dotycząca losu ponad 8.000 polskich oficerów, przetrzymywanych w Kozielsku i Starobielsku, o których nic nie było wiadomo. Wszelkie próby, podejmowane przez Polaków, aby u strony sowieckiej wyjaśnić cokolwiek o losie tych ludzi, spełzły na niczym.

 Starobielsk